Postanowiłam jednak odkurzyć mojego bloga, ponież ostatnio pewna głośna historia bardzo mnie poruszyła - jako człowieka , jako przedsiębiorcę, który zmuszony był się przebranżowić, jako konsumenta który ma prawo korzystać z uczciwych praw konsumenckich.
Co mnie tak poruszyło? Otóż Pan Jarosław Kużniar, znany prezenter telewizji TVN24, podróżnik, właściciel butikowego biura podróży, trener SocialMedia & PersonalBrand , wykładowca SWPS (Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej), gdzie o sobie pisze w sposób następujący: "w USA nazwisko prowadzącego bywa większym magnesem niż nazwa stacji... Marka osobista dziennikarza to dziś fundament medialnego życia. Rozsądnie i mądrze zbudowany zaprocentuje w przyszłości"
tytułowe z wywiadu dla NaTemat z Anną Wittenberg: "Szukam miejsc, które nie są naznaczone Polakami"
lub słynny już tweet :
"Polacy przenieśli tradycję kanapki z jajem cuchnącej w przedziale PKP do samolotu. Teraz kurczak w sreberku. Szczęśliwie butów nie zdejmują"
Pan Jarosław Kuźniar pretenduje do miana człowieka światowego, obytego, chcącego innym Polakom pokazać, ze istnieje poza Polską inny świat - ciekawy, dziki... jak na ostatniej wyprawie koleją transsyberyjską. Przyznaję- podziwiam pomysł i inicjatywę, przyznaję, z przyjemnością oglądałam fotorelacje z podróży. Przyznaję, sama z chęcią wybrałabym się na podobną wyprawę - z dala od utartych szlaków, od zgiełku przepełnionych i prozaicznych hoteli... Pomysł Pana Jarosława był genialny - szkoda tylko, że całe miesiące (jak nie lata) przygotowań, jednym nazwijmy to "niefortunnym" wywiadem, wylał jak dziecko z kąpielą.
Co powiedział pan redaktor Kużniar?
W rozmowie z „Grazią” dziennikarz opowiadał, że wraz z rodziną zwiedził już USA, Kanadę, Turcję, Szwecję, Irlandię i Wielką Brytanię.
"Podróże są fantastyczne dla dzieci. Widzę, jak Zośka reaguje na wszystko, co nowe. Na ludzi, jedzenie. Na podróż z dzieckiem wcale nie jest trudno się spakować, nie trzeba brać wanienek, krzesełek i bóg wie czego jeszcze. Fotelik samochodowy? Nie ma sensu. Do Kanady i USA nie braliśmy żadnych gadżetów. Pojechaliśmy do Walmartu, kupiliśmy wszystko, co było nam potrzebne, a pod koniec podróży wszystko oddaliśmy, mówiąc, że nam nie pasowało"Przyznam, że w tym momencie się we mnie lekko mówiąc zagotowało. Ja już nawet nie wnikam, czy pana redaktora stać czy nie na zabieranie ze sobą niepotrzebnych gadżetów (choć akurat z mojego doświadczenia matki podróżującej z dziećmi wiem, że wiele z nich z opłat jest zwolnionych). Nie dziwi mnie również, że po wypowiedzi pana redaktora w sieci zawrzało, że na jego stronie na Facebooku aż kipi od nienawiści i niepochlebnych wpisów, że doczekał się własnego hashtaga #sekretyKuźniara na Twitterze
No niestety...jedyne co moge powiedzieć za resztą, to "żal mi Pana, Panie Kuźniar"
O co chodzi? O nasze prawa konsumenta. Z założenia maja one nas chronić - przed nieuczciwymi sprzedawcami, ale też przed naszymi własnymi pomyłkami, nietrafionymi wyborami, złymi rozmiarami kupując online, nietrafionymi prezentami. Mamy PRAWO takie przedmioty oddać ... ale... NIEUŻYWANE!!!
To nasze prawo jako konsumenta.
Tyle że w całym cywilizowanym świecie istnieje też pojecie przestępstwa "return fraud, i pan Kużniar jako człowiek światowy i obyty, pretendujący nie tylko do miana Europejczyka ale wręcz obywatela świata, powinien doskonale o tym wiedzieć
Gdy kupujemy produkty z góry zakładając ich zwrot, popełniamy przestępstwo - w tym przypadku "return fraud: wardrobing or renting" Pan redaktor Kużniar zrobił sobie ze sklepu darmową wypożyczalnie, i mimo że przy zwrocie gdzieś tam, niemrawo zapaliła mu się czerwona lampka, że to jednak nie do końca właściwe i skłamał podając właściwy powód zwrotu, to już w Polsce nie miał żadnych oporów by chwalić się swoim sprytem.... Żałosne? smutne? Byłoby gdyby nie fakt, że takich kuźniarów przybywa, że bez cienia refleksji nie tylko dopuszczają się przestępstwa (nie powiem jak nazwać publiczne chwalenie się tym, bo nie tylko ręce już mi opadły) ,ale często doprowadzają do upadku małe firmy. No bo koncern jakos to sobie odbije... kosztem kogo? kosztem innych konsumentów. Taki Walmart akurat jest znany z tego że przyjmuje zwroty jak leci (no niemal wszystkie, bo np na sprzęt typu tv czy komputery nie mają już klienci 90 dni a obecnie jedynie15) - konsekwencją większej ilości zwrotów jest podniesienie cen- czyli kara dla uczciwej reszty kupujących
.
A jak to się przekłada na inne branże, np na rzemieślników?
Ludzie pytają mnie czasem, dlaczego już nie tworzę, dlaczego zamiast upiększania świata zajełam się typową komercją? Cóż... tworzę dla tych, którzy na to zasługują... Mam dość odsyłania mi kolczyków, naszyjników, pierscionków czy innych rzeczy, nad którymi siedziałam (czasem zarywając nocki) wiele godzin... Mam dość bycia eksluzywną wypożyczlnią dla kużniaropodobnych paniuś... NO MORE!
Co gorsze- są to paniusie głównie z Polski. W świetle prawa UK nie musze przyjmowac zwrotu noszonych kolczyków, bo to się zalicza jako przedmiot osobistego użytku (jak bielizna, której się nie zwraca)
Panie z Polski takich oporów nie mają - kupić, zabłysnąć na raucie lub weselu i oddać... Aż chiałoby się rzec jakie to... kużniarowe, jakie polsko-buraczane :(
Dlatego panie redaktorze- niestety nie żal mi Pana. Chciał pan się kreować na lepszego, światowego człowieka, a pokazał Pan niestety że u Pana we krwi płynie to samo filisterstwo, ta sama dulszczyzna za paznokciami, ta sama kołtuńska mentalność śmierdząca kanapką z jajkiem pod drogim garniturem Szkoda panie Kuźniar. Mali przedsiębiorcy nie dziękują panu za taka promocje przedsiębiorczości.
Wiele osób ma problem by myśleć globalnie... Pierwszy raz, gdy przeczytałam o pana Kuźniara sposobie na oszczędności w podroży wyobraziłam siebie taki oto scenariusz:
Wielki podróżnik Pan K, poszukujący na mapie miejsc „nie naznaczonych Polakami” trafia na przepiękna wyspę. Gospodarka tej enklawy oparta jest na wzajemnej zależności – jeden sklep sprzedający towary lokalnych producentów, który nie nakłada kosmicznych marży na produkty, dba o jakość i wspiera wszystkich lokalnych małych przedsiębiorców . Pojawia się tam Pan Podróżnik, zachwycony miejscem planuje dłuższy pobyt, a w lokalnym sklepie robi zakupy, bo wszak niepotrzebnych gadżetów ze sobą nie targał. Pani sprzedawczyni zachwycona większym obrotem dokłada od siebie co nieco gratis, by klienta usatysfakcjonować, nie spodziewając się, ze na koniec pobytu Podróżnik „przykuźniarzy” i wszystko zwróci... Załamana część produktów obniża poniżej ceny zakupu, by uratować co się da nie psując sobie jednocześnie opinii rzetelnej firmy, resztę zmuszona jest wyrzucić lub rozdać... Kalkulując straty powiada sobie trudno- przyjechał, wyjechał, może nie wróci. Niestety pan Podróżnik po powrocie zachwala cudowne miejsce, jednocześnie dzieląc się swoimi pomysłami na oszczędności. Wysepkę zalewa masa turystów robiących zakupy „na kuźniara”... Rok później nie ma już na wyspie piekarni.. nie ma uroczego moteliku.. nie ma rybaka zaopatrującego lokalny sklepik, nie ma sklepu... Wszyscy zmuszeni byli wyemigrować, by gdzie indziej robić z biedy zakupy „na kuźniara”... the end
Edit. Dzis rano po powrocie z podróży pan redaktor jakby nigdy nic pojawia się w porannym programie "wstajesz i wiesz"...
Jestem w szoku... Jeremy Clarkson dopuszcza sie rękoczynu i traci pracę, mimo ze program Top Gear jeśli chodzi o popularność bije na głowę "wstajesz i wieś". Jarosław Kuźniar przyznaje się publicznie do dokonania nazwijmy to eufemistycznie "nadużycia o znamionach przestępstwa" i jeszcze reklamuje to jako sposób na życie, i mimo masowego niezadowolenia nie przeprasza, ba , nie dostaje od pracodawcy nawet lekkiego prztyczka w nos... Jaki kraj, takie media, jakie media, takie gwiazdy... Polska to jednak nadal dziki kraj...
Podsumowując - jedno trzeba panu redaktorowi przyznać. Udała mu się niełatwa sztuka. Za jednym zamachem wzbudził rozbawienie wśród tej części publiczności, której przywary krytykował (patrzcie, a uważał się za lepszego), zażenowanie i politowanie wśród ludzi inteligentnych, wściekłość części Polonii i drobnych przedsiębiorców. To niełatwa sztuka rozbawić i wkurzyć na raz taki przekrój społeczeństwa. Przy panu redaktorze została garstka , która nic złego w takim postępku nie widzi - wszak "wszyscy tak robią" Garstka jak dla mnie ludzi dokładnie takiego typu, których przywary pana redaktora mierziły... Czy biorąc pod uwagę budowanie własnej marki, o taka publikę właśnie panu redaktorowi chodziło? Pod względem social media jednak notuje pan redaktor sukces na całej linii - najpopularniejszy obecnie viral marketing (niekoniecznie pozytywny )